Czego nauczyło mnie 16 tygodni życia na Atlantyku?
Czego nauczyło mnie 16 tygodni życia na Atlantyku?
➡️➡️… 7.30 ⏰ dźwięk budzika, otwieram oczy, instynktownie szukam okna, żeby odnaleźć się w porannej rzeczywistości. Odwracam się w prawo, kawałek stopy ? w rozmiarze 38 na łóżku obok, to jedyne co widzę. Okna nie ma, szafa otwarta, kosmetyki w nieładzie – w nocy były fale, raczej nie pięciometrowe, bo nie budził mnie hałas obrazu uderzającego o ścianę. Dwoma małymi krokami przeskakuję do łazienki, szybki prysznic ?♀️, uchwyt na ścianie się przydaje żeby nie stracić równowagi, a mycie włosów jedną ręką mam opracowane do perfekcji. ?„Puk, puk” słyszę z pokoju z drugiej strony korytarza. „To pewnie Kasia” mówi właścicielka butów w rozmiarze 38, wiecie ile butów może zmieścić się w 2 osobowej kabinie na pokładzie statku pasażerskiego? Zgadza się, to Kasia, jej śmiech zza ściany budzi wszystkich dookoła , którzy jeszcze spali. Najlepszy budzik na świecie. Chwilę później słyszę z głośników, „Dzień dobry, mówi Kapitan, z powodu silnego sztormu, nie uda nam się dzisiaj wpłynąć do portu na wyspie La Gomera, zawracamy i płyniemy do Santa Cruz de Tenerife”.
➡️No dobra, to zdarzyło się tylko kilka razy. Mam na myśli kapitana z głośników. Zazwyczaj Posejdon miał dobry humor, co znaczyło, że właściwie codziennie byliśmy na innej wyspie, Teneryfa, La Palma, La Gomera, El Hierro, Gran Canaria, Fuerteventura, Lanzarote i Madera to stałe punkty naszej podróży.
Pisząc to jestem na Sycylii, siedzę w domu. Jak większość z nas już od 11 marca nie wychodzę. Jak to znosicie? Ja, jako tako. Zima na kanarach nauczyła mnie kilku ważnych rzeczy:
– możemy planować, dni, tygodnie, miesiące, zadania, cele, taka nasza natura, jednak nigdy do końca nie wiemy czy uda nam się w danym momencie zacumować w porcie, który sobie wybraliśmy, co nas wtedy ratuje? cierpliwość i akceptacja. Z naturą nie wygramy, trzeba przeczekać sztorm i zmienić plany.
– kolejne kilka godzin na wodzie, stoję na zewnątrz, na pokładzie 5, otoczona ludźmi z różnych zakątków świata, odwracam się dookoła i ciągle widzę to samo, tafle oceanu i wiem, że nie mam wpływu na nic. Czekam aż bezkres się skończy i wrócę na znajomy ląd, ZIEMIĘ POD NOGAMI.
-wracam do pokoju, 3 kroki z korytarza i jestem w łóżku, które ma kilka dodatkowych funkcji niż tylko miejsce do spania. Tu siedzimy, rozmawiamy, śmiejemy się, kłócimy i godzimy. Kilka metrów kwadratowych, więzienie, ale i bezpieczna przestrzeń. Cisza, spokój, netflix i najlepsze migdałowe ciastka z La Gomery. Jestem i czekam na kolejny dzień, ciesze się chwilą bo wiem, że tylko ocean wie co będzie jutro.
Jeśli doczytaliście do końca, GRATULUJE Dajcie znać w komentarzu jak znosicie czasy koronawirusa. Ja całkiem dobrze, pierwszy raz właśnie na początku lutego kiedy byłam na La Gomerze jacyś Niemcy przywieźli tam koronę, potem Teneryfa, Lombardia w środku dramatu, który tam się zaczynał, teraz Sycylia, sytuacja w miarę stabilna.
➡️Można się przyzwyczaić, stres mija, niepokój gdzieś się chowa, a motywacja do działania zbiera się w pokoju. Mnie z łóżka popchnęła do komputera.